WYSTAWY
LEGNICA - GALERIA SZTUKI
Ivo Nikić - Wertowanie
22.07.2005 - 14.08.2005

22.07.2005 - 14.08.2005
Kilka temu lat polscy kuratorzy tęsknie wyglądali z okien swoich instytucji, wypatrując ożywienia na młodej scenie artystycznej. Jak zwykle łakniono świeżej krwi. Na przełomie wieków odczuwało się jej coraz bardziej dramatyczny niedobór; scenie artystycznej groziła niedokrwistość. Transfuzja pojawiła się na szczęście na czas; na początku XXI wieku nadeszła fala młodych, ciekawych artystów, którzy tchnęli nową energię w anemiczny artworld i dziś tworzą w Polsce jego główny nurt. W ramach owej transfuzji do krwiobiegu sztuki trafiła warszawska formacja znana jako Latająca Galeria szu-szu. Trzon grupy stanowi trzech artystów, ale można odnieść wrażenie jakby było ich znacznie więcej; szu-szu jest bardzo widoczne. Artyści działają w przestrzeni publicznej, ich Latająca Galeria pojawia się i znika w różnych punktach miasta. Członkowie Szu-szu wcielają się w kuratorów pokazując innych artystów, realizują filmy, publikują unikatowe wydawnictwa, malują obrazy i murale, z równym powodzeniem robią konwencjonalne projekty galeryjne i zajmują się artystyczną partyzantką. Równie ważny co produkcje szu-szu wydaje się sam wprowadzany przez nich ferment; aktywna, szybka i wszędobylska formacja przyczyniła się obok takich fenomenów jak Galeria Raster, działalność duetu Twożywo, Warszawski Aktyw Artystów, czy otwarte pracownie na Pradze do tego, że na początku XXI wieku Warszawa doczekała się wreszcie niezależnej sceny artystycznej.

Wspomniałem, że Latającą Galerię szu-szu animuje trzech artystów: Piotr Kopik, Karol Radziszewski oraz Ivo Nikić. Jeszcze niedawno postrzegano ich przede wszystkim jako uczestników szu-szu; z biegiem czasu coraz ważniejsze i ciekawsze stają się jednak indywidualne praktyki artystów - praktyki, które tylko częściowo mieszczą się w ramach działań kolektywu. Ivo Nikić z trzech szu-szowców najwięcej uwagi poświęca malarstwu. Widzę go także jako najbardziej nostalgicznego i refleksyjnego członka grupy - nawet jeżeli przedmiotem refleksji są tak nie-nostalgiczne i niesentymentalne tematy jak świeże tatuaże na ludzkim ciele czy przedmioty, które utknęły w ludzkich odbytach i zostały litościwie wydobyte przez lekarzy. Nikić jest wytrwałym tropicielem znaków odciskanych w codzienności przez ludzi i czas, obserwatorem procesów starzenia się i zużywania rzeczywistości, kolekcjonerem artefaktów i sytuacji, najczęściej banalnych, ale właśnie dlatego traktowanych przez artystę jako wiarygodne świadectwa egzystencjalne. Wiele prac Ivo Nikicia oglądać można w kontekście tradycji martwych natur. Tak było w wypadku projektu dyplomowego - citylightów przedstawiających banalne przedmioty, odpryski codzienności. Prace wyglądały jak część systemu reklamowego z wielkiego miasta. Zamiast jednak wieszać swoje citylighty na ulicach czy przystankach autobusowych artysta umieszczał owe "reklamy codzienności" na drzewach.

Pojęcie martwej natury odnieść można także do serii obrazów, które na początku 2004 roku Ivo Nikić zebrał na wystawie "Śledztwo" w warszawskiej Galerii Kuluary. Śledztwo prowadzone było w sprawie codzienności; dowodami w sprawie były malowane przez artystę przedmioty: zaczepione na drzewach torebki foliowe, przystanki, kosze na śmieci, autobusowe kasowniki. Nikić pojawiał się tu jako jeszcze jedno wcielenie miejskiego flaneura, tym razem wyposażonego w bilet miesięczny komunikacji publicznej - motywem przewodnim serii były wrażenia z autobusowych podróży. Uwaga artysty jak zwykle nastawiona była na skalę mikro. Nikić buduje swój świat z fragmentów; zarówno w "Śledztwie", jak i w późniejszych obrazach wybiera z pejzażu codzienności pojedyncze przedmioty, maluje ich zbliżenia, tropi znaki egzystencji na jej najniższym, "atomowym" poziomie. Jeżeli Ivo Nikić jest artystą-śledczym, to najważniejsze są dla niego ślady. Najbardziej interesują go przedmioty, obrazy i sytuacje, które niosą ślady zużycia, czasu, na których odcisnęła się czyjaś obecność. Tak jest z autobusowymi kasownikami, których dotknęły ręce tysięcy pasażerów. Tak jest także z ciałami tatuowanych ludzi, które stały się tematem jednego z najnowszych projektów artysty. Nikić wykorzystuje w tym przedsięwzięciu zdjęcia z salonów tatuażu; fotografie służą jako materiał wyjściowy do malowania obrazów. Artysta nie portretuje jednak klientów tatuażowych przybytków. Wykorzystuje swoją ulubioną skalę mikro i przedstawia jedynie te fragmenty skóry, na których wykonano rysunek-piętno. Najważniejsze jest jednak to, że fotografie zostały wykonane zaraz po ukończeniu pracy tatuatora. Skóra klientów jest wciąż zaczerwieniona od igły, poraniona i podrażniona. Rysunek otrzymuje spektakularną malarską oprawę w postaci plam i ranek na ciele. Kontrapunktem dla tych obrazów są malarskie przedstawienia stron ze wzorników tatuatorów. Nikić maluje powielane w nieskończoność na ksero kartki z motywami, które ludzie przenoszą później na własne ciało. Te kartki same w sobie zapowiadają cielesny wymiar aktu tatuowania. Są poplamione, naznaczone szumami informacyjnymi wynikającymi z wielokrotnego kserowania, niedoskonałe i malownicze jak ludzka, poraniona igła skóra.

W tatuażach fantazja spotyka się z banałem; klienci salonów tatuażu pragną wyrazić swoją osobowość poprzez napiętnowanie skóry określonym rysunkiem. Te jednak pochodzą wciąż z tych samych, powielanych do znudzenia wzorników - tatuaż wyróżnia swego właściciela, a jednocześnie jest jeszcze jednym narzędziem standaryzacji, jak seryjnie produkowane ubrania. Mamy wolny wybór, ale do wyboru jest tylko kilka powtarzalnych, skodyfikowanych osobowości i marzeń. O marzeniach, a także o martwych przedmiotach, które przywołują skutecznie wyobrażenie ciała, Nikić opowiada także w innym nowym projekcie. To medyczna gablotka wypełniona osobliwą, chaotyczną kolekcją rozmaitych przedmiotów. Są wśród nich świeczki, wałki do ciasta, żarówki, gumowe penisy z seks-szopu, długopisy. Wszystkie te rzeczy łączy fakt, że w pewnym momencie stały się rekwizytami w intymnym i poniekąd haniebnym spektaklu przyjemności - zostały wyciągnięte przez lekarzy z odbytów pacjentów. Ivo Nikić zobaczył ten zbiór w pewnym szpitalu. W swojej pracy nie wykorzystuje jednak oryginałów - stworzył kolekcję na nowo, używał, nomen omen, duplikatów, rekonstruując tajną historię rozkoszy i tworząc konstelację fetyszy, które aż nadto dobitnie odsyłają do wyobrażeń cielesności.

Jako malarz, Ivo Nikić przedstawia propozycję zaskakująco, na tle artystów swojej generacji, konserwatywną. To "rasowe" malarstwo, w którym kolor, ton i malarska interpretacja odgrywają bardzo ważną rolę. W "Śledztwie" Nikić chętnie malował świat przez zmatowione plastikowe szyby przystanków autobusowych i przez pocięte przez chuliganów diamentami okna samych autobusów. Przedstawienia stron ze wzorników tatuatorów są wyrafinowanymi obrazami, w których artysta skrupulatnie odtwarza malarskie bogactwo zszarzałego i przetłuszczonego papieru, koloryt drukarskich błędów, zgnieceń i śladów brudnych palców użytkowników. Podobnie jest z przedstawieniami samych tatuaży na ciałach klientów - tam precyzyjny, linearny rysunek kontrastuje efektownie z amorficznymi plamami na zmaltretowanej skórze.

Nikić łączy te klasycznie malarskie wartości z konceptualnym wymiarem swojej sztuki. Oglądane pojedynczo, jego obrazy mogą służyć za świadectwo technicznej biegłości i rozmalowania autora. Zawsze są jednak częścią większej całości, nalezą do projektów, którymi rządzą już zasady niekoniecznie czysto malarskie. Pojęciem, które organizuje prace Nikicia - niezależnie od medium w jakim są wykonane - może być kolekcja. W roku 2004 artysta wraz ze swym przyjacielem z Latającej Galerii szu-szu Piotrem Kopikiem zrealizował projekt "Piwnice". Artyści odwiedzili piwnice swoich przyjaciół i przenieśli zgromadzone tam rzeczy do galerii. Powstała w ten sposób przedziwna kolekcja rzeczy niepotrzebnych, zbędnych, odłożonych na później ale nie wyrzuconych - zaklęte w przedmioty historie i zarazem arcimboldowskie portrety ich właścicieli. Podobną kolekcją są atrapy rzeczy wydobytych z odbytów szpitalnych pacjentów, zbiory wzorów z salonów tatuażu oraz seria przedstawień samych tatuaży. W jednej ze swoich prac wideo Nikić kolekcjonuje fragmenty relacji z meczów piłkarskich - momenty, w których futboliści ze sportowców zmieniają się w aktorów, symulując faule, wykonując patetyczne, skierowane do sędziów, kibiców i kamer gesty, przeżywając widowiskowo ból, lub w groteskowo ekspresyjny sposób demonstrując żal i rozgoryczenie.

Śledztwo, tytuł wystawy sprzed niemal dwóch lat, wydaje mi się wciąż aktualny dla sztuki Ivo Nikicia. Artysta prowadzi dochodzenie w sprawie rzeczywistości i egzystencji, zbiera ślady, dowody rzeczowe, obrazy i filmowe dokumentacje - a następnie porządkuje w kartotekach swych zorganizowanych na wzór kolekcji projektów. Jak każdy dobry detektyw nie gardzi najbardziej banalnymi i niepozornymi tropami, węszy z nosem blisko przy ziemi - i być może nieprzypadkowo bohaterem jednego z najnowszych przedsięwzięć artysty jest pewien pies, który ma zwyczaj obgryzania patyków a następnie znoszenia ich do domu i gromadzenia pod drzwiami. Nikić nakręcił o tym film i "pożyczył" do psa jego obgryzione patyki; jeden z nich utrwalił zatapiając go w żywicy epoksydowej, inny odlał w brązie. W ten sposób podniósł na wpół przeżuty patyk do rangi "wysokiej" sztuki, wpisując kijek w tradycję rzeźbiarską. Uwiecznił także w niezniszczalnym materiale przemijający dowód w sprawie codziennego spektaklu egzystencji. Śledztwo w tej sprawie trwa.

"Śledztwo Ivo Nikicia czyli z archiwum codzienności" - Stach Szabłowski

Galeria Sztuki, Plac Katedralny 1/1, Legnica
Kontakt: www.galeria.legnica.pl


Wystawy aktualne | Archiwum wystaw 2003-2012

redakcja|nota prawna
© 2003-2024 sztuka.net   Wszelkie prawa zastrzeżone.