ARCHITEKTURA
WARSZAWA - PRZEBUDOWA GMACHU RADY MINISTRÓW
Paweł Giergoń    20-01-2004

Pałac Namiestnikowski, widok od Krakowskiego Przedmieścia. 1925. Pałac Namiestnikowski, taras od strony ogrodu. 1925.
Pałac Namiestnikowski, sala balowa. 1925. Pałac Namiestnikowski, sala jadalna. 1925.
Pałac Namiestnikowski, fragment sali jadalnej. 1925. Pałac Namiestnikowski, gabinet prywatny Prezesa Rady Ministrów, z plafonem L. Śleńdzińskiego. 1925.
Pałac Namiestnikowski, przejście wykuszowe do budynku gospodarczego. 1925. Pałac Namiestnikowski, fragment schodów głównych. 1925.
Rok 1914. W dawnej siedzibie historycznych rodów polskich, dziś tak zwane "Gubernskoje Prawlenje". Charakterystyczne przystosowanie urzędów do nieodpowiedniego dla nich układu dawnego pańskiego gmachu. Duże sale przedzielono "tymczasowemi" działówkami lub "przepierzeniami", wyposażone i urozmaicone dzięki temu w ciemne kąty i brudy. Obok dawnej pozłoty - obdarte, brudne obicia lub cuchnąca farba klejowa. Strzeże tego anormalnego stanu rzeczy dużej wartości artystycznej pomnik Paskiewicza, dłóta rzeźbiarza Pimienowa. Paskiewicz był właściwie ostatnim panem i rezydentem tego pałacu.

Rok 1917. Niema już okazałego Paskiewicza. Podstawa jeno kamienna została. Krata żelazna zamknięta. Groźne pikelhauby, pokrzykując, odpędzają ciekawą gawiedź. Wstęp bowiem "wzbroniony". Urzędują tam teraz okupacyjne władze niemieckie. Dostęp mają jedynie jednostki odpowiednio politycznie usposobione.

Wreszcie rok 1918. Znowu historyczny miesiąc listopadowy. Przedstawiciele władzy państwowej, na ten raz narodowej, ciągnięci jakąś siłą nieprzepartą, przenikają poprzez arkady, drzwi, bodaj nawet okna do wnętrza pałacu i usadowiają się w nim na dobre. Gmach staje się znowu symbolem władzy. Bez dyskutowania, bez wielogodzinnych konferencyj, dzieje się to raczej samorzutnie. Czy postała jednak w umysłach tych ludzi myśl o tem, co zacz za istotą jest ten budynek, taki spokojny, dumnie od gwarnej ulicy odsunięty? Jakie koleje bytowania przeszedł? Kiedy i jakie w swych podwojach osobistości historyczne widywał? Wszak mury te mają swe oblicze szczególne, mają swoją metrykę, posiadają kronikę pisaną. Radosnemi czy smutnemi dziejami kronika owa jest ubarwiona? Wątpię, czy kto wtedy o tem myślał. Obłędny zew o lokale dla urzędowania dominował ponad wszystkiem w chwilach narodzin państwowości. Z urzędu też, z tak zwanego Ministerstwa Robót Publicznych, powołano, celem "natychmiastowego" przystosowania tych lokali, "inżyniera", który rozpoczął "remont" lewego skrzydła (od strony kościoła Karmelitów). Bez należytego przygotowania się do rekonstrukcji, burzono ściany, przestawiano schody, oddzielano przejścia i korytarze. Skrzydło lewe padło ofiarą tego pośpiechu. W wielu szczęśliwych wypadkach jednak zsyła loś jakąś jednostkę, która, powodowana niewytłómaczalnem lokalnem umiłowaniem czy uczuciem, odda się czy to pewnej pracy, czy, jak w danym wypadku, opiece nad takim objektem, jak budynek. Bo doprawdy i budynek jest istotą godną ręki ciepłej i opieki miękkiej. Toć twór ten bywał, jak i istota żywa, poczęty z jakiejś miłości, czy popędu, był również hodowany i pielęgnowany, bywał lubiany, może i pieszczony, a w chwilach odmiennych zapominany, odpychany i puszczany w niełaskę. W miłujące gospodarcze ręce p. Feliksa Szymczaka trafił na ten raz były pałac Namiestnikowski i dobrze na tem wyszedł. Tego umiłowania, może z braku możności wobec przeżywanych trudnych momentów politycznych - nie mógł wykazać ani jeden z ministrów polskich, co w przeciągu tych kilku lat przejściowo tam bawili. A przeszłość ta sięga siedemnastego stulecia. Już za Władysława IV możniejsi panowie wznosili wtedy w Warszawie wspaniałe pałace, wytworem i bogactwem królewskim się równające. Wtedy to przemożna rodzina Kazanowskich wymurowała pałac (na miejscu gdzie dziś dom Towarzystwa Dobroczynności), który, jak powiada Jarzemski, pięknością swej budowy, bogactwem i wspaniałością sprzętów przewyższał zamki królewskie. Równej okazałości miały być pomiędzy innemi pałace: hetmana Koniecpolskiego (dziś pałac Namiestnikowski), Radziejowskich (dziś Resslera), Denhoffa (dziś pałac Stan. Potockiego), Jerzego Ossolińskiego (dziś Resursy), Daniłowiczów (dziś dom Nowakowskiego). Architektem obecnego pałacu Rady Ministrów był Tencalla Constante. Powołany przez Stanisława Koniecpolskiego w roku 1645 do tej pracy, był on już znanym artystą, nadwornym budowniczym króla Władysława IV i miał za sobą projekt architektonicznej części kolumny Zygmunta III. Gdy na początku osiemnastego stulecia Warszawa za czasów saskich stroić się poczęła, znajdujemy znowu znamienną wzmiankę o okazałości omawianego pałacu. Słynęly wtedy w Warszawie pałace na Krakowskiem Przedmieściu: Koniecpolskich, z pysznym ogrodem i okazałemi fontannami, później Radziwiłłów, pamiętny podwójnem w nim przebywaniem Piotra Wielkiego, kiedy w roku 1705 i 1709 miasto to zwiedzał. W końcu tego stulecia przechodzi pałac w ręce Dominika Radziwiłła. Dziwne koleje przypadają budynkowi w tym okresie. Wymagają one szczegółowego zbadania, niemieszczącego się w ramach niniejszej notatki. Wiadomem jest wśród innych faktów, że w latach 1775 i 1776 był odnajmowany na zabawy publiczne w "przedsiębiorstwo" przez marszałka wielkiego koronnego Lubomirskiego. Zabawy te odbywały się w ogrodzie. Miały być tam dwa namioty wielkie: jeden służyć ma "na obiady i kolacje z wszelkiemi chłodnikami i napojami", w "drugim namiocie przeznaczonym do tańców, orkiestra z 8 osób złożona grać będzie podług woli szukających w tej rozrywce zabawy". Ponadto są tam bilardy, "koło fortuny", "gra fortuny", huśtawki, ognie "illuminujące" i t. p. Sam pałac uległ również temu losowi "Kompanija" bowiem owa dla "powiększenia dochodów swoich" utworzyła w nim klub o bardzo ciekawym statucie, jak pisze A. Wejnert w "Starożytnościach Warszawy".

W czasach woien Napoleońskich gościł w pałacu cesarz Aleksander I. Historyczny ten fakt potwierdza rzeczowo fotografja, przywieziona w roku 1922 z Rosji przez p. M. Piotrowskiego, zbieracza zabytków dotyczących Polski, a rozsianych na Wschodzie. Fotografja owa z obrazu przedstawia monarchę na tle sali, jakiej nie znano nigdzie w Warszawie. Podpis jednakże głosi o bytności cesarza w pałacu Łazienkowskim. Otóż przeprowadzana restauracja byłego pałacu Namiestnikowskiego wykryła pod 5-centymetrową powłoką tynku malowidła ornamentacyjne, tak zwane nie po polsku "filungi" lub "panneaux" na ścianach. Malowidła te przez częściowe uzupełnienie udało się odtworzyć, są one identyczne z temi, jakie wyobrażone są na ścianach pokoju na obrazie, uwieczniającym pobyt cesarza w Warszawie. Okres ten kończy się w 1817 roku, kiedy do przebudowy powołany został znany już dobrze architekt Piotr Aigner, W tym bowiem roku Rząd nabył od Radziwiłła pałac dla swych potrzeb i zarządził odpowiednią przebudowę. Staje się on wkrótce miejscem urzędowania namiestników, a nowa nazwa, tym chrztem uświęcona, dotrwała do czasów ostatnich. Do tego też okresu należeć może elewacja środkowej części zwrócona do Krakowskiego Przedmieścia, gdy elewacja od strony ogrodu od Wisły zachowała, że tak powiem, nieskazitelność pierworodną początku 17 stulecia. Po roku 1832 pałac Namiestnikowski traci swą reprezentacyjność. W roku 1852 zostaje zniszczony przez pożar. Odbudową jego kieruje Alfons Kropiwnicki przy współpracownictwie Adama Nowickiego. W roku 1856 Bolesław Podczaszyński dekoruje sale na przyjęcie cesarza Aleksandra II. Dalsze dzieje są mniej więcej znane.

Sama ilość tych imion, z życiorysem pałacu związana, wskazuje na szereg zmian, jakie gmach ten przeżyć musiał. Jeżeli jednakże wieki poprzednie przysparzały mu chwały i świetności, to koniec wieku 19-go doprowadził do stanu opłakanego. Wygrzebać z tych naleciałości i nawarstwień zdrowe jądro przeszłej wielkości, względnie choćby zdrowego architektonicznego kośćca budowy, było zadaniem niełatwem dla rekonstruktorów. Stopniowe usuwanie naleciałości oczyszczało tę atmosferę zniekształcenia myśli architektonicznej. Wyłoniła się ona w swej bodaj pierwotnej czystości tylko w centralnej części pałacu. To zadanie architektoniczne trzeba było nosić, że tak powiem, w zanadrzu, bo jednocześnie trzeba było zadośćuczynić niezliczonym zmiennym wymaganiom życia codziennego. Wystarczy jednakże porównać plany stopniowego przeinaczania się budynku w jego środkowej części, aby wyczuć, jak barbarzyńskie było w ostatnich czasach obchodzenie się z tym organizmem architektonicznym. Uprzytomnijmy to sobie. Oto przystawiono tak zwany "tambur", taką szafę, jakby przylepioną do elewacji dla usunięcia przeciągów, umieszczono ją na domiar złego nawet nie na osi budynku, lecz od lewej strony w drugiej arce podcienia frontowego, postawiono działówki dolnej frontowej części, dla "celów praktycznych" w ten sposób, że trafiały przypadkowo w linje sklepień czy lunet, wymurowano działówki, które miały przedstawiać jakoby ściany podtrzymujące sklepienia, lecz pomalowano je na tynku w naturalistycznie traktowane deski sosnowe, jak to bywa w gospodach, bo nawet nie hotelach prowincjonalnych, wreszcie po barbarzyńsku pościnano węzły ścian (patrz plan) dla urządzenia przejść po linji przekątnej z jednego pokoju do drugiego. Weźmy jeszcze dla przykładu rozwiązanie wewnętrznych schodów, czy to w prawej części tejże omawianej centralnej części pałacu, wiodących z parteru na piętro, czy z lewej, wiodących z piętra na drugie piętro. Zwróćmy uwagę na naiwne oddzielenie w wielkim pokoju na I-szem piętrze małego pokoiku o jednem oknie. Architekta przy tych robotach nie było chyba zupełnie, zdaje się, że robił to samorzutnie jakiś intendent bez wszelkiej porady technicznej.

Wszystko to podległo uprzątnięciu i usunięciu bezapelacyjnemu, jak również cała sieć rur gazowych, przewodników elektrycznych, telefonicznych i t. p., przecinających bez ceremonji architektoniczne linie frontowej elewacji. Dopiero wtedy można było ułożyć sobie plan dalszy postępowania, podlegający nasamprzód pewnemu ryczałtowemu podziałowi budynku na części, przeznaczane dla tych lub innych celów użytkowania. A więc lokale parteru środkowej części przeznaczono na urzędowanie Rady Ministrów i jej prezesa, pierwsze piętro otrzymało przeznaczenie reprezentacyjne i wreszcie drugie piętro stało się mieszkaniem prywatnem Prezesa Ministrów. Boczne zaś skrzydła zajęły urzędy kancelarji Rady Ministrów. Po usunięciu wyżej wskazanych nawarstwień w prawem skrzydle (od strony Bristolu), udało się uwidocznić sklepienia beczkowe dawnych stajen Radziwiłłowskich. Na parterze znowu środkowej części od frontu wypadło uczynić całkowite przegrupowanie dla urządzenia właściwego westibulu i poczekalni. Jednakże od ogrodu pozostawiono "dla oszczędności" dawny układ, ba nawet Ludwiki XV i XVI, powstałe w XIX stuleciu. Salę balową na I piętrze pozostawiono świadomie nietkniętą, aczkolwiek ornamentacje gipsowe na suficie i ścianach najwidoczniej pochodzą z dwóch różnych okresów. Przerobiono za to otaczające ją wokół pokoje i przywrócono kompozycyjnie usprawiedliwione rozstawienie drzwi i przejść. Poprzednio drzwi były widocznie poprzebijane ręką owych intendentów w zupełnie nieusprawiedliwionych miejscach. Pokoje te łączą się wewnętrznemi schodami z drugiem piętrem, mieszkaniem prywatnem Prezesa Ministrów, poprzednio zaś archiwami i składami urzędów rosyjskich. Kuchnie, potrzebne dla mieszkania Prezesa Ministrów, nie nadające się do rozlokowania w tej środkowej oficynie, umieszczono w domku, przylegającym do posesji kościoła Karmelickiego, łącząc je z centralną oficyną zapomocą krytego balkonu.

Jeżeli się przyjmie pod uwagę, że w ciągu całego czasu przebudowy praca ani Rady Ministrów, ani jej urzędów nie była przerwana, to się uprzytomni trudności pokonane i przeszkody przebyte. Bieg robót budowlanych, wobec tej obecności na miejscu urzędów, rozciągnął się na lat kilka. Rzec można, że budowa dotychczas nie jest skończona. Wznowienie w tym międzyczasie pomnika ks. Józefa Poniatowskiego na placu Saskim dopomogło przez zużycie granitu podnóża b. pomnika Paskiewicza, a więc przez usunięcie pozostałości po nim, do uporządkowania podwórca, lecz lwom-sfinksom, wrosłym z biegiem czasu w ziemię, dotychczas nie przywrócono należytego ustawienia. Dobudowanie oficyny gospodarczej zakryło ohydę muru granicznego od strony kościoła Karmelickiego, lecz nie rozwiązano dotychczas bramy od tej strony tak, jakby ją rozwiązać należało. Tymczasowe parokrotne "remontowanie" nie jest racjonalnem załatwieniem sprawy. Wreszcie i ten dawnej świetności pamiętny ogród od tarasu, ciągnący się kiedyś aż do Wisły, wymaga tego ostatniego akordu, który dopiero rzecz całą wartościową czyni. Pamiętajmy, że budujemy rzeczy trwałe, historyczne. Kierownictwo przebudowy umieściło nad drzwiami wejściowemi do sali balowej następujący napis:

Dei providentia
Populi constantia
Legionum virtute
Polonia restituta
A. D. MCMXVIII

Domus haec renovata
A. D. MCMXX.

Napis, którego już żadna ręka najeźdźcy nie zetrze, obowiązuje. Historyczna renowacja więc owa winna być doprowadzona godnie do końca.

* * * * *

Tekst w oryginalnej pisowni oraz zdjęcia pochodzą z czasopisma "Południe - kwartalnik ilustrowany poświęcony sztukom platycznym i krytyce artystycznej", Warszawa, 1925. Autorem artykułu jest ukrywający się pod inicjałami M.L. członek komitetu redakcyjnego pisma - prof. Marian Lalewicz.



redakcja|nota prawna
© 2003-2024 sztuka.net   Wszelkie prawa zastrzeżone.